19 maja, 2011

Moralizowanie zamiast ewangelizowania

Jednym z głównych zadań każdego chrześcijanina jest głoszenie ewangelii. Idąc na cały świat, głoście ewangelię wszystkiemu stworzeniu [Mk 16,15]. Podkreślmy przy tym jednak, że Jezus rozsyłając swoich uczniów, skonkretyzował to zadanie, skupiając ich uwagę w zasadzie tylko na jednym: Weźmiecie moc Ducha Świętego, kiedy zstąpi na was, i będziecie mi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi [Dz 1,8].

 Innymi słowy, chrześcijanie mają być świadkami Jezusa! Właściwe ewangelizowanie – to konfrontowanie ludzi z osobą Syna Bożego Jezusa Chrystusa! Idźcie tedy i czyńcie uczniami wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, ucząc je przestrzegać wszystkiego, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata [Mt 28,19–20].

 Jezus Chrystus jest ze swoimi uczniami. Stale obecny w nich, ale też wciąż uwidoczniający się w ich życiu i działaniach misyjnych. Wszystko, cokolwiek czynicie w słowie lub w uczynku, wszystko czyńcie w imieniu Pana Jezusa, dziękując przez Niego Bogu Ojcu [Kol 3,17]. Nie ma ani godziny chrześcijańskiej misji, w której Jezus miałby być gdzieś na boku.

 Tymczasem spora część aktywności misyjnej współczesnych zborów chrześcijańskich a też pojedynczych chrześcijan skupia się jedynie na poprawie życia adresatów prowadzonej przez nich ewangelizacji. Oto niektóre z typowych wezwań, kierowanych do ludzi niewierzących: Miłujmy się! Przebaczajmy sobie nawzajem! Rzućmy palenie i picie! Znajdujmy czas dla bliskich! Zauważajmy potrzeby bliźniego! Wyciągajmy pomocną dłoń! Zadbajmy o zdrowie! Przestańmy krytykować i dzielić! Bądźmy pozytywni!

 Takie i podobne hasła to jednak nic innego, jak tylko zwykłe moralizowanie. Ileż razy przyłapałem się na tym, że wzywam ludzi do jakiejś tam poprawy życia, bez ścisłego powiązania moich słów z osobą Jezusa Chrystusa. „Panie Leszku, niech pan rzuci to palenie, bo to przecież panu szkodzi”. „Pani Kasiu, niedobrze pani robi, że się tak pani gniewa na swojego męża i źle o nim mówi”.

 Syn Boży nie powołał mnie do tego, bym poprawiał i polepszał życie ludzi w ogóle nie związanych z Jezusem. Moim pierwszoplanowym zadaniem w stosunku do napotykanych ludzi jest skonfrontowanie ich z osobą Jezusa Chrystusa – jedynego Zbawiciela a zarazem nadchodzącego Sędziego! Co z tego, że ktoś stanie się trochę lepszy? Jeżeli nie zostanie zbawiony przez wiarę w Jezusa Chrystusa, jeżeli nie narodzi się na nowo, to i tak pójdzie do piekła!

Dziś w Polsce Dzień Dobrych Uczynków. Biblia jednak wzywa do dobrych uczynków wyłącznie ludzi wierzących.  „Prawdziwa to mowa i chcę, abyś przy tym obstawał, żeby ci, którzy uwierzyli w Boga, starali się celować w dobrych uczynkach. To jest dobre i użyteczne dla ludzi” [Tt 3,8]. Niewierzących trzeba najpierw doprowadzić do osobistej wiary w Jezusa Chrystusa, a dopiero w dalszej kolejności, gdy już w Niego uwierzą, uczyć ich wszystkiego, co Jezus przykazał.

Jedne z ostatnich słów Biblii brzmią: Kto czyni nieprawość, niech nadal czyni nieprawość, a kto brudny, niech nadal się brudzi, lecz kto sprawiedliwy, niech nadal czyni sprawiedliwość, a kto święty, niech nadal się uświęca [Obj 22,11]. Nie ma tu mowy o ogólnym poprawianiu świata, a o coraz większej polaryzacji. Uświęcenie i trwanie w sprawiedliwości ludzi usprawiedliwionych przez wiarę w Jezusa Chrystusa ma stanowić wyrazisty kontrast dla ludzi nieodrodzonych z Ducha. Robienie im "makijażu", poprawianie im samopoczucia zachętami do dobrych uczynków, bez bezpośredniego wiązania tego z osobą Jezusa, oddala ich tylko od prawdziwego nawrócenia.

Każde więc wezwanie do opamiętania z grzechów ma być jednoczesnym zwróceniem serc ku Chrystusowi Jezusowi i stosunkiem do Niego zmotywowane! Bóg wprawdzie puszczał płazem czasy niewiedzy, teraz jednak wzywa wszędzie wszystkich ludzi, aby się upamiętali, gdyż wyznaczył dzień, w którym będzie sądził świat sprawiedliwie przez męża, którego ustanowił, potwierdzając to wszystkim przez wskrzeszenie go z martwych [Dz 17,30–31].

 Jestem świadkiem Jezusa Chrystusa! Reprezentuję Go w swoim środowisku i na każdym kroku powinno to być czytelne. Przemilczanie mojego osobistego związku z Jezusem czyni mnie jakimś marnym poprawiaczem ludzkiego życia, a nie głosicielem ewangelii Chrystusowej.

 Ewangelia, to nie jakiś dobry zbiór moralnych i etycznych zasad życia. Ewangelia – to dobra nowina o Jezusie Chrystusie!

6 komentarzy:

  1. Amen bracie! Pan w swej łasce pokazał mi i mojej żonie na przestrzeni ostatnich miesięcy wyraźnie to, o czym piszesz. Wiązało się to ze zmianą naszego myślenia i porzuceniem uczestnictwa w inicjatywach, mających raczej na celu poprawianie samopoczucia ludzi, niż wzywanie do upamiętania z grzechów i wiary w Pana Jezusa.
    Pewnie jest jeszcze wiele rzeczy we mnie do zmiany, ale wierzę, że studiując wytrwale Słowo Boże i stosując je w życiu, każdy wierzący będzie się uświęcał i upodabniał do Pana Jezusa, w tym też i ja.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fascynujące, że sam Jezus, który dla nas wszystkim jest najlepszym przykładem, sam NIE KAZDEGO, z kim rozmawiał, w pierwszej kolejności od razu wzywał do upamiętania i pokuty :). Przykłady tego jak różnorodnie docierał do różnych ludzi widzimy w Ewangeliach (może szczególnie ciekawa jest tutaj Ew. Jana) i one, jak dla mnie, uzupełniają się wzajemnie, a nie wykluczają.

    Czasem trzeba komuś okazać odrobinę uwagi, zatrzymać się, wysłuchać, zrobić dla niego/niej coś praktycznego, co skłoni go/ją do refleksji nad Jezusem (o którym się ta osoba dowie, że jest motywacją dla naszych działań).

    Tak, mówię ludziom o potrzebie upamiętania i pokuty. Ale niekoniecznie zawsze w pierwszym zdaniu. I niekoniecznie zawsze wyłącznie o tym. Bo - choć mogę się mylić - Ewangelia Królestwa to coś więcej niż upamiętanie i pokuta. Od tych dwóch wszystko się zaczyna, ale do nich się nie sprowadza.

    Potraktujcie tę wypowiedź, proszę, jako uzupełnienie, zdania pastora Mariana, a nie polemikę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakiś czas temu bardzo poruszyło mnie Słowo z Przypowieści Salomona, które odczytalem właśnie w duchu tego posta brata Mariana. Prz 9:7 "Kto karci szydercę, ten ściąga na się hańbę; a kto gani bezbożnika, ten się plami."

    OdpowiedzUsuń
  4. Aby móc skonfrontować osobę z Chrystusem, sam muszę być z Nim skonfrontowany (podoba mi się to słowo).
    Przytoczę myśl z dzisiejszego tekstu rozmyślania Dawida Wilkersona. Biblijny Dawid, skonfrontował Goliata z Bogiem dzięki osobistemu doświadczeniu Boga, który wyrywał go z pazurów lwa.
    Zanim Dawid powidział: "i dowie się cała ziemia, że Izrael ma Boga. (1 Sam 17;46), dał świadectwo: "Pan, który mnie wyrwał z mocy lwa czy niedźwiedzia" (1 Sam 17;37).
    Tomasz z Akwenu powiedział, że Chrystusa należy głosić swym życiem, a jesli będzie to konieczne, należy o Nim coś powiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie się wydaje że mówienie o Jezusie jest konieczne. A jeśli jest powiązane z głoszeniem życiem wtedy jest najbardziej skuteczne. To jak chodzenie na dwóch nogach. Głosić tylko słowami albo tylko życiem to tak jakby skakać na jednej nodze.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tomku, masz rację, tylko prawdą jest, że prawidłowo idziemy zawsze jedną nogą do przodu, bo można skakać na obydwu naraz.

    OdpowiedzUsuń