Ponieważ ludzie ewangelicznie wierzący są w naszym kraju w absolutnej mniejszości, napotykają w związku z tym na szereg dylematów. Presja większości społeczeństwa, oczekiwania krewnych, chęć ochrony dziecka przed izolacją w szkolnym środowisku rówieśniczym – to zagadnienia, z którymi corocznie boryka się wielu chrześcijan.
Czy udział w obrzędzie pierwszej komunii można potraktować jak zwyczajną uroczystość rodzinną, czy też ma ona wymiar duchowy i trzeba postawić poważniejsze pytanie o posłuszeństwo Słowu Bożemu i lojalność względem Chrystusa?
Abstrahując od sprawy zasygnalizowanej na dołączonym rysunku, wyjaśnijmy na początek, że pierwsza komunia, to nic innego jak w życiu ośmioletniego dziecka inicjacja dostępu do kluczowego sakramentu w Kościele katolickim, czyli spożywania i pełnego adorowania prawdziwego ciała i krwi Chrystusa.
Oto co na ten temat czytamy w Katechizmie Kościoła Katolickiego:
1378 Kult Eucharystii. W liturgii Mszy świętej wyrażamy naszą wiarę w rzeczywistą obecność Chrystusa pod postaciami chleba i wina, między innymi klękając lub skłaniając się głęboko na znak adoracji Pana. „Ten kult uwielbienia należny sakramentowi Eucharystii, okazywał zawsze i okazuje Kościół katolicki nie tylko w czasie obrzędów Mszy świętej, ale i poza nią, przez jak najstaranniejsze przechowywanie konsekrowanych Hostii, wystawianie ich do publicznej adoracji wiernych i obnoszenie w procesjach” – Paweł VI, enc. Misterium fidei.
1413 Przez konsekrację dokonuje się przeistoczenie (transsubstantiatio) chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa. Pod konsekrowanymi postaciami chleba i wina jest obecny żywy i chwalebny Chrystus w sposób prawdziwy, rzeczywisty i substancjalny, z Ciałem, Krwią, Duszą i Bóstwem.
Kto czyta Pismo, ten zna pouczenie Jezusa, że prawdziwi czciciele będą oddawali Ojcu cześć w duchu i w prawdzie; bo i Ojciec takich szuka, którzy by mu tak cześć oddawali. Bóg jest duchem, a ci, którzy mu cześć oddają, winni mu ją oddawać w duchu i w prawdzie [Jn 4,23–24].
Niewidzialny Bóg nie życzy sobie, abyśmy w jakikolwiek sposób próbowali Go materializować i wizualizować, chociażby w celu łatwiejszego oddawania Mu chwały. Nie czyń sobie podobizny rzeźbionej czegokolwiek, co jest na niebie w górze i co jest na ziemi w dole, i tego, co jest w wodzie pod ziemią. Nie będziesz się im kłaniał i nie będziesz im służył [5Mo 5,8–9]. Jakiekolwiek wyobrażenie Boga jest w świetle powyższego przykazania jakimś „innym” bogiem, a Bóg powiedział: Nie będziesz miał innych bogów obok mnie [2Mo 20,3].
Wbrew temu konsekrowany opłatek jest traktowany w Kościele katolickim jako Bóg, jako Chrystus „prawdziwy, rzeczywisty i substancjalny, z Ciałem, Krwią, Duszą i Bóstwem”. Materia fizyczna jest nazwana Bogiem i stosownie do tego oddawana jest jej cześć boska. Czegoś takiego nie ma w nauce apostolskiej Nowego Testamentu, ani w praktyce Wczesnego Kościoła.
Zupełnie też zdumiewające i całkowicie pozabiblijne jest twierdzenie, że w sprawowaniu Eucharystii ofiara Chrystusa łączy się z ofiarami Kościoła. Oto fragment nauki Kościoła katolickiego na ten temat:
1368 Eucharystia jest również ofiarą Kościoła. Kościół, który jest Ciałem Chrystusa, uczestniczy w ofierze swojej Głowy. Razem z Chrystusem ofiaruje się cały i łączy się z Jego wstawiennictwem u Ojca za wszystkich ludzi. W Eucharystii ofiara Chrystusa staje się także ofiarą członków Jego Ciała. Życie wiernych, składane przez nich uwielbienie, ich cierpienia, modlitwy i praca łączą się z życiem, uwielbieniem, cierpieniami, modlitwami i pracą Chrystusa i z Jego ostatecznym ofiarowaniem się oraz nabierają w ten sposób nowej wartości. Ofiara Chrystusa obecna na ołtarzu daje wszystkim pokoleniom chrześcijan możliwość zjednoczenia się z Jego ofiarą.
Z Biblii wiadomo przecież, że jest tylko jeden doskonały Baranek Boży, który gładzi grzech świata. Skuteczność ofiary Chrystusa złożonej za grzech świata zasadza się na jej świętości, to znaczy oddzieleniu od wszystkich innych ofiar. Albowiem jedną ofiarą uczynił na zawsze doskonałymi tych, którzy są uświęceni [Hbr 10,14]. Dlatego też może zbawić na zawsze tych, którzy przez niego przystępują do Boga, bo żyje zawsze, aby się wstawiać za nimi. Takiego to przystało nam mieć arcykapłana, świętego, niewinnego, nieskalanego, odłączonego od grzeszników i wywyższonego nad niebiosa [Hbr 7,25-26]. Czyż przyjmując zaproponowany w Katechizmie Kościoła katolickiego tok myślenia, nie podważamy w ten sposób wyjątkowości i stuprocentowej wystarczalności ofiary Chrystusa?
Wyobraźmy sobie następującą sytuację. Oto poinformowano cię w twoim kościele, że zupełnie nie ma skąd wziąć pieniędzy na pomoc na odbudowę domu ubogiej rodziny po pożarze. Po głębokim namyśle postanowiłeś więc, że pomożesz tej rodzinie i złożyłeś ofiarę w kwocie całkowicie pokrywającej koszty odbudowy. Co byś na to powiedział, gdyby po miesiącu ksiądz zaczął ogłaszać, że z twoją ofiarą zostały połączone ofiary innych parafian i niejako wszyscy razem odbudowaliście ten dom? Biblia naucza, że do ofiary Chrystusa nie potrzeba, a nawet nie wolno niczego dodawać!
Baranek Boży, Jezus Chrystus mógł swoją ofiarą zadośćuczynić sprawiedliwości Bożej i pojednać nas z Bogiem, ponieważ był całkowicie święty tj. oddzielony od tego, co pospolite i grzeszne. Połączenie ofiary Chrystusa z ludzkimi dziełami - jakkolwiek dla ludu katolickiego górnolotnie i budująco to brzmi - oznaczałoby jakiś rodzaj profanacji tej zbawczej ofiary, a co za tym idzie, utratę jej doskonałości, bowiem tylko Jezus jest bez grzechu, a wszyscy inni zgrzeszyli i brak im chwały Bożej [Rz 3,23].
Obca Biblii jest też idea powtarzania ofiary Chrystusa, co przecież ma miejsce podczas każdej mszy w Kościele katolickim. Nawiązując do pełnionej w świątyni w Jerozolimie służby ofiarniczej i podkreślając absolutną wyższość ofiary Chrystusa, Słowo Boże wyjaśnia: A każdy kapłan sprawuje codziennie swoją służbę i składa wiele razy te same ofiary, które nie mogą w ogóle zgładzić grzechów; lecz gdy On złożył raz na zawsze jedną ofiarę za grzechy, usiadł po prawicy Bożej [Hbr 10,11–12]. Setki tysięcy codziennych rzekomych powtórzeń tej ofiary nie znajduje żadnego uzasadnienia w Biblii.
Każda katolicka Msza, to także nieodłączny akt kultu maryjnego. Katechizm Kościoła Katolickiego głosi:
1370 Nie tylko wierni żyjący na ziemi jednoczą się z ofiarą Chrystusa, lecz także ci, którzy już są w chwale nieba. Kościół składa Ofiarę eucharystyczną w łączności z Najświętszą Dziewicą Maryją, którą wspomina wraz ze wszystkimi świętymi. W Eucharystii Kościół znajduje się wraz Maryją jakby u stóp krzyża, zjednoczony z ofiarą i wstawiennictwem Chrystusa.
1419 [...] udział w Najświętszej Ofierze utożsamia nas z Jego Sercem, podtrzymuje nasze siły w czasie ziemskiej pielgrzymki, budzi pragnienie życia wiecznego i już teraz jednoczy nas z Kościołem niebieskim, ze świętą Dziewicą Maryją i wszystkimi świętymi.
Pismo Święte piętnuję samowolę w praktykowaniu wiary w Boga i ostrzega, że gniew Boży z nieba objawia się przeciwko wszelkiej bezbożności i nieprawości ludzi, którzy przez nieprawość tłumią prawdę [Rz 1,18]. W dalszej części św. Paweł tak opisuje tę samowolę: Mienili się mądrymi, a stali się głupi. I zamienili chwałę nieśmiertelnego Boga na obrazy przedstawiające śmiertelnego człowieka, a nawet ptaki, czworonożne zwierzęta i płazy; dlatego też wydał ich Bóg na łup pożądliwości ich serc ku nieczystości, aby bezcześcili ciała swoje między sobą, ponieważ zamienili Boga prawdziwego na fałszywego i oddawali cześć, i służyli stworzeniu zamiast Stwórcy, który jest błogosławiony na wieki. Amen [Rz 1,22–25]. Maria i wszyscy inni "święci" przynależą do kategorii stworzenia. Są stworzeniem, a nie Stwórcą!
Ktoś może powiedzieć, że w przypadku Eucharystii w Kościele katolickim chodzi przecież o tego samego Boga. Jest przecież mowa o ofierze Jezusa Chrystusa i nieważne, jak w szczegółach będziemy ją pojmować. Najważniejsze, abyśmy zachowali jedność i zgodę w podstawowych kwestiach, bo przecież jest jeden Bóg, jedna wiara i jeden chrzest...
Otóż Jezus eucharystyczny to nie ten sam Jezus, którego spotykamy na kartach Nowego Testamentu, a nauka Kościoła katolickiego, to nie to samo, co Ewangelia o Jezusie Chrystusie. W czasach Reformacji stało się to na tyle wyraziste, że i sam Kościół rzymskokatolicki postanowił to wyartykułować.
W połowie XVI wieku, w obliczu trwającej już od lat Reformacji, w celu wytępienia szerzącej się herezji protestantyzmu, papież zwołał Sobór trydencki [1545-1563], który jest dziś uznawany za początek kontrreformacji. Jednym z tematów szeroko omawianych w Trydencie była właśnie sprawa Eucharystii. W aktualnym Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy:
1376 Sobór Trydencki streszcza wiarę katolicką, nauczając: „Ponieważ Chrystus, nasz Odkupiciel, powiedział, że to, co podawał pod postacią chleba, jest prawdziwie Jego ciałem, przeto zawsze było w Kościele Bożym to przekonanie, które święty Sobór wyraża dzisiaj na nowo, że przez konsekrację chleba i wina dokonuje się przemiana całej substancji chleba w substancję Ciała Chrystusa, Pana naszego i całej substancji wina w substancję Jego Krwi. Święty Kościół katolicki słusznie i właściwie nazwał tę przemianę przeistoczeniem.
Sobór Trydencki nie ograniczył się jednak do powyższych stwierdzeń. Wypowiedział się także o rzekomych błędach w postrzeganiu Eucharystii. We wstępie do kanonów o sakramencie Eucharystii napisano: Skoro nie wystarczy powiedzieć prawdy bez odsłonięcia i odparcia błędów, święty sobór uznał, żeby dołączyć poniższe kanony, aby wszyscy - poznawszy już naukę katolicką - zrozumieli także, jakich herezji winni się wystrzegać i unikać.
A oto niektóre z Kanonów o Najświętszym Sakramencie Eucharystii:
- Gdyby ktoś przeczył temu, że w Najświętszym Sakramencie Eucharystii zawarte są prawdziwie, rzeczywiście i substancjalnie ciało i krew wraz z duszą i Bóstwem Pana naszego Jezusa Chrystusa, a więc cały Chrystus, a twierdził, że jest On w nim tylko jako w znaku, obrazie lub mocy – niech będzie wyklęty.
- Gdyby ktoś mówił, że w Najświętszym Sakramencie Eucharystii pozostaje substancja chleba i wina wraz z ciałem i krwią Pana naszego Jezusa Chrystusa, i przeczył tej przedziwnej i jedynej w swoim rodzaju przemianie całej substancji chleba w ciało i całej substancji wina w krew, z zachowaniem jedynie postaci chleba i wina, przemianie, którą Kościół katolicki bardzo trafnie nazywa przeistoczeniem - niech będzie wyklęty.
- Gdyby ktoś przeczył temu, że w czcigodnym sakramencie Eucharystii pod każdą postacią i w każdej oddzielonej cząstce obecny jest cały Chrystus - niech będzie wyklęty.
- Gdyby ktoś mówił, że w świętym sakramencie Eucharystii nie należy adorować Chrystusa, Jednorodzonego Syna Bożego, kultem uwielbienia, również zewnętrznym, i dlatego nie należy czcić go w szczególnych uroczystościach świątecznych, ani uroczyście obnosić w procesjach zgodnie z chwalebnym i powszechnym obrzędem i zwyczajem świętego Kościoła, ani publicznie wystawiać dla ludu, aby był adorowany, i że jego czciciele są bałwochwalcami - niech będzie wyklęty.
Niezależnie od tego jak bardzo groźnie brzmią powyższe słowa, w świetle Biblii widzę wyraźnie, że katolickie poglądy na temat Eucharystii nie trzymają się nauki Pisma Świętego. Chrystus Pan bez wątpienia powiedziałby: tak to unieważniliście słowo Boże przez naukę swoją [Mt 15,6]. A ja?
Czy jako uczeń Pana Jezusa powinienem zbagatelizować te fakty i dla miłej rodzinnej zgody uczestniczyć w tych niebiblijnych obrzędach, unikając w ten sposób konfliktu i ewentualnego odrzucenia czy nawet prześladowań ze strony krewnych?
Gdybym miał tu jakieś wątpliwości, to może warto sobie uświadomić, że z racji moich ewangelicznych poglądów podpadam pod każdy z wyżej wymienionych Kanonów o Najświętszym Sakramencie Eucharystii. Kościół katolicki mnie wyklął. Jako wyłączony ze społeczności Kościoła katolickiego jestem niemile tam widziany, a nawet nie mam prawa tam się pojawiać. Cóż mi innego pozostaje, jak tylko uszanować ich stanowisko?
Mam więc prostą odpowiedź dla wszystkich ośmiolatków, zapraszających mnie na swoją „pierwszą komunię” i pytających, czy wezmę udział w ich uroczystości.
A tak na marginesie, może dzięki wyraźniejszemu określeniu w katolickim społeczeństwie mojego ewangelicznego stanowiska - poza tym, że z pewnością doznam rozmaitych przykrości - będę mógł też wreszcie czytelniej pokazać moim krewnym drogę zbawienia?
Czyż sprawa uratowania naszych bliskich przed wiecznym potępieniem nie jest warta takich wstrząsów?
PS. W artykule nic nie wspomniałem o innej jeszcze, niebagatelnej kwestii, a mianowicie o tym, że pierwsza komunia, w ślad za chrzcinami, jest - niezależnym od woli młodego człowieka - elementem określania jego przynależności religijnej, co potem - w okresie dojrzewania - stwarza dogodne podstawy do trzymania go w swoistym szachu narzuconego mu w dzieciństwie rzymskiego katolicyzmu.
Rodzice oczywiście mają prawo do wywchowywania swoich dzieci zgodnie z wlasnymi przekonaniami. Mogą więc prowadzać je do kościoła i rozmawiać z nimi na tematy religijne, lecz o osobistej przynależności wyznaniowej człowiek powinien zadecydować samodzielnie, gdy osiągnie już zdolność do świadomego wyboru.
Właśnie zostałem zaproszony na taką uroczystość i oczywiście nie pojawię się w kościele m.in. z powodów tutaj przedstawionych. Dodatkowo termin "uroczystości" pokrywa się z czasem niedzielnego nabożeństwa w moim zborze. Jak mógłbym porzucić grono świętych, wśród których będzie obecny nasz Pan i pójść do miejsca, gdzie będzie królować balwochwalstwo? Jednak postanowiłem udać się później na organizowane przez znajomych przyjęcie po tzw. I komunii ich córki. Z zamiarem grzecznego acz stanowczego zamanifestowania mojej wiary i całkowitego oddania Jezusowi Chrystusowi.
OdpowiedzUsuńJa nie miałam I Komunii jako jedyna osoba w klasie - oprócz koleżanki, której rodzice byli ateistami. Skończyło się na tym, że reszta dzieci zadawała mi pytanie: "A Ty wierzysz w Jezusa? Jak wierzysz, to musisz mieć Komunię". Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń:-) Dla mojej córki takie reakcje rówieśników były rok temu okazją do opowiadania im przez nią o Jezusie i istocie wiary. Byłem z niej dumny i wiem, że wbrew obawom dla dziecka, wychowywanego w atmosferze żywej wiary fakt nie uczestniczenia w katolickich obrzędach i lekcjach religii staje się powodem do dumy i podkreślania własnej tożsamości.
OdpowiedzUsuńList do Hebrajczyków to list do chrześcijan wywodzących się z Judaizmu. W pewnym momencie ci chrześcijanie znaleźli się na duchowym rozdrożu i rozważali możliwość pogodzenia swojego oddania Chrystusowi a jednocześnie powrotu pod opiekę kapłanów i świątyni starotestamentowej.
OdpowiedzUsuńNiektórzy wierzący nawróceni z rzymskiego katolicyzmu mogą mieć te same rozterki(wiem o czym mówię). Bo czyż ostatecznie nie modlimy się wszyscy do tego samego Chrystusa, który umarł za nas na krzyżu? Niestety, nie.
Chrystus, który złożył jedną doskonałą ofiarę na krzyżu oczekuje od nas pełnej lojalności a jednocześnie Jego Słowo nie pozostawia wątpliwości: kto oddaje cześć Chrystusowi eucharystycznemu nie może liczyć na żywego Jezusa. Jeśli pójść za Jezusem zmartwychwstałym i wywyższonym to tylko na całość. Znosić z tego powodu przykrości i niezrozumienie bliskich? To zaszczyt. Hańba dla Jezusa tu na ziemi to chwała w wieczności. Wstydzenie się Jezusa i unikanie jakiejkolwiek konfrontacji to wstyd przed Jezusem i całymi pokoleniami Jego wiernych naśladowców. Żadnej innej opcji tu nie widzę.
Reformatorzy, tacy jak np. Marcin Luter czy Jan Hus, nazwali wiele rzeczy, wykrzywionych w KRK, po imieniu. Ten drugi przypłacił to śmiercią na stosie...
OdpowiedzUsuńDzisiaj, gdy świat zmierza do ekumenicznej "jedności chrześcijan" bez względu na nowe narodzenie lub jego brak, istnieje jeszcze większa potrzeba nazwana rzeczy po imieniu, czyli wyraźne pokazanie, że nie można wierzyć zarówno w Jezusa Chrystusa, zasiadającego po prawicy Bożej, jak też w tego Eucharystycznego.
Niniejszym wpisem brat Marian zajął właściwe, bo zgodne z Biblią, stanowisko, za co dziękuję Bogu!
Niestety, dzisiaj wielu nauczycieli jednoczy się z wyznawcami Jezusa Eucharystycznego, pomimo, że sami w takiego Jezusa nie wierzą i są przez KRK wyklęci!! Ale widocznie nie ma to dla nich większego znaczenia, bo górę bierze przecież miłość... Ale jaka to miłość? Chyba taka uniwersalna, bo nie biblijna...
Jak długo będziecie kuleć na dwie strony? Jeżeli Pan jest Bogiem, idźcie za nim, a jeżeli Baal, idźcie za nim! Lecz lud nie odrzekł mu ani słowa. (1 Ks. Królewska 18:21)
Wielu powinno zastanowić się nad problemem który tu poruszył Rafał - czy prawdziwi chrześcijanie powinni brać udział w ekumenii .
OdpowiedzUsuńWiria. Myślę że wśród prawdziwych chrześcijan niezależnie od tego z jakiej są denominacji jest ekumenia. Zależy ona nie od stanu wiedzy o Bogu a od jedności i ufności pokładanej w Nim.
UsuńJeśli nawet ktoś w Kościele rzymskim jest prawdziwym chrześcijaninem i dalej jest wierny władzom tego koscioła - to tym samym nie powinien dopuszczać aby osoby wyklęte uczestniczyły w "świętych" ceremoniach a także aby innych prawdziwych chrześcijan nie stawiać w niezręcznej sytuacji. Pamiętam gdy jako młody chrześcijanin uległem wielodniowym namowom by uczestniczyć w podobnej uroczystosci rodzinnej. Później przez wiele lat wypominano mi że nie klękałem gdy wszyscy klęczeli i że biskupowi podałem tylko rękę a nie cmoknalem go w pierscień jak pozostali.
Być może sytuacja ta zachęciła kogoś do myślenia ale mam wrażenie że czesciej w podobnych sytuacjach siejemy zgorszenie i niechęć do nas niż ziarno ewangelii.
Obecnie zdecydowanie odmawiam tłumacząc że nie chcę aby zapraszajacy czuli się niezręcznie gdy nie uczynie tego na co nie pozwala mi sumienie. A mimo szacunku dla nich nie będę się wyrzekał Tego co jest dla mnie najcenniejsze.
Prawdziwi chrzescijanie potrafią uszanować (i być może umówią się na rozmowę lub modlitwę) a nieprawdziwi bedą dalej zachęcali do "ekumenii" poprzez uczestniczenie w ich obrządkach.
Słuchajcie mam ważne pytanie!
OdpowiedzUsuńCzy w przypadku zaproszenia na ślub kościelny powinniśmy w takim razie tak samo postępować?
Dwoje chce się pojednać i chcą abyśmy też cieszyli się ich szczęściem poprzez tą uroczystość.
To jest pytanie, w jaki spośób Bóg traktvje decyzję dwojga o byciu razem,gdy w naszym zrozumieniu Bibli,nie uwierzyli Bogu. Może istotnym jest fakt,źawierania przymierza miedzy sobą(małźonkami), gdy pierwsza komunia ,bierzmowanie to kroki mające oddać stan wiary dziecka,której w moim przekonaniu brak właściwych podstaw./upamiętania,znajomości ewangelii/
OdpowiedzUsuńRozczarował mnie poziom wiedzy Pastora. Anatema była uroczystą formą ekskomuniki, nie zaś "wyklęciem" w potocznym rozumieniu. Lepiej tłumaczyć jako "wyłączenie ze społeczności wiernych". Poza tym anatema dotyczy jedynie członków kościoła katolickiego. W żadnym razie nie można stosować prawa kanonicznego do osób niebędących katolikami. Żałosne.
OdpowiedzUsuńnO NIE ZAŁOSNE,BO NIESTETY NIE MOZNA DOKONAC APOSTAZJI,CIAGLE FIGURUJESZ I NIE WYKRESLAJA CIEBIE Z REJESTRU krk.i TO JEST ŻAŁOSNE.
OdpowiedzUsuń