Dzień 3 czerwca – to jeden z najbardziej przykrych i tragicznych dni w historii narodu polskiego. Tego bowiem dnia w 1652 roku rozpoczął się mord na około ośmiu tysiącach polskich jeńców po bitwie pod Batohem.
Wspomniana bitwa pomiędzy wojskami polskimi a wojskami kozacko–tatarskimi miała miejsce 1–2 czerwca 1652 roku na uroczysku Batoh w pobliżu wsi Czetwertynówka, na dzisiejszej Ukrainie. Zakończyła się klęską wojsk polskich.
Nie tyle tragiczna okazała się jednak sama przegrana w bitwie, co jej następstwa. Otóż zaraz po bitwie, w ciągu dwóch kolejnych dni wymordowano tam większość polskich jeńców. Byli to w dużym procencie żołnierze pochodzący z bogatej szlachty, a także starzy, zaprawieni w bojach, doborowi rycerze. Z tego też względu Batoh czasem bywa nazywany "sarmackim Katyniem".
Tak oto ówczesna armia polska utraciła większość doświadczonych dowódców i weteranów, co miało przykre konsekwencje na przyszłość, zwłaszcza w obliczu nadciągającego potopu szwedzkiego.
Jak to się stało, że słynący z męstwa i wspaniałej sprawności bojowej polscy żołnierze okazali się tak łatwym łupem dla wrogów? Otóż tragiczny los tysięcy polskich żołnierzy, owszem, poprzedzony został błędnymi i sprzecznymi decyzjami dowódców polskiej armii, lecz przede wszystkim, panującym w jej szeregach buntem i wewnętrznymi kłótniami.
Brak zaufania do głównodowodzącego hetmana Kalinowskiego, poważne zaległości w wypłatach żołnierskiego żołdu, otwarty bunt części chorągwi, działania dowódców niższego szczebla pod wpływem urażonych ambicji, a nawet bratobójcze walki wewnętrzne – to wszystko uczyniło polskie wojsko mało skutecznym i możliwym do pokonania. Kozacy i Tatarzy skwapliwie to wykorzystali.
Jakie to miało znaczenie, kto z polskich żołnierzy wcześniej miał rację, a kto jej nie miał, skoro wszystkich jednakowo, jednego po drugim, 3 czerwca zaczęto poddawać egezkucji?
Wspominając dziś tragiczny i bardzo smutny finał bitwy pod Batohem, warto przyjąć do serca płynącą z niego przestrogę. Kto staje oko w oko z nieprzyjacielem, ten powinien zadbać o jedność we własnych szeregach. Brak zaufania, bunt, kłótnia, niesubordynacja - na tyle osłabiają każdą armię i każdą ludzką wspólnotę, że nie jest ona zdolna stawić czoła żadnemu wrogowi zewnętrznemu.
Jezus powiedział: Każde królestwo, rozdwojone samo w sobie, pustoszeje, i żadne miasto czy dom, rozdwojony sam w sobie, nie ostoi się [Mt 12,25]. Kto z prawdziwych chrześcijan pojmuje, jaka jest nasza sytuacja na świecie i jaki bój w rzeczywistości tu toczymy, ten niech dołoży wszelkich starań, abyśmy trwali w duchowej jedności.
A proszę was, bracia, w imieniu Pana naszego, Jezusa Chrystusa, abyście wszyscy byli jednomyślni i aby nie było między wami rozłamów, lecz abyście byli zespoleni jednością myśli i jednością zdania [1Ko 1,10]. Chodzi nie tylko o przyjemną atmosferę wewnętrzną, ale również o skuteczność w duchowej walce!
Sarmackiego Katynia można było uniknąć. Zgubił nas tam brak zgody. Bądźmy świadomi, że historia lubi się powtarzać. Chrońmy własną rodzinę i wspólnotę kościelną. Zadbajmy o to, by były one silne i w każdej chwili zdolne do boju. A przeciwników jest wielu [1Ko 16,9].
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz