Dziś rocznica startu pierwszej kobiety w kosmos. Zdarzyło się to radzieckiej kosmonautce, Walentinie Tiereszkowej. 16 czerwca 1963 roku na statku kosmicznym Wostok 6 rozpoczęła prawie trzydobowy lot, w czasie którego 48 razy okrążyła Ziemię. Kolejna kobieta, również Rosjanka, poleciała w kosmos dopiero 19 lat później.
Przed swym wyczynem Tiereszkowa pracowała w fabryce opon i w przędzalni bawełny. W lutym 1962 roku została wybrana jako kandydatka na kosmonautkę i skierowana na szkolenie dla kosmonautów. To całkowicie zmieniło jej życie i pozycję społeczną.
Po powrocie z kosmosu została uhonorowana tytułem Bohatera Związku Radzieckiego i licznymi orderami za zasługi. Podjęła studia w Akademii Sił Lotniczych uzyskując tytuł inżyniera kosmonauty. W cztery lata po swej podróży kosmicznej została wybrana do Rady Najwyższej ZSRR. Obroniła pracę doktorską i zajmowała rozmaite eksponowane stanowiska państwowe aż do emerytury, na którą przeszła w 1997 roku w randze generała lotnictwa.
Jeden lot, a jakież zmiany! Wcześniej mało komu znana kobieta stała się sławna nie tylko w samym Związku Radzieckim, ale i na całym świecie. Teraz wszyscy chcieli ją wybierać i mieć w swoim gronie.
Czego faktycznie Walentina Tiereszkowa dokonała? Wymyśliła statek kosmiczny? Wpadła na pomysł podboju kosmosu? Dokonała jakiegoś istotnego dla ludzkości odkrycia? Raczej nic z tych rzeczy! Wsiadła do statku Wostok i poleciała w podróż od początku do samego końca ściśle już przez kogoś innego zaplanowaną. To wszystko.
Pół żartem, pół serio mówiąc, poza udziałem w szkoleniu przygotowawczym do lotu, cały osobisty koszt kosmicznej przejażdżki pierwszej kobiety po orbicie – to stłuczony nos z powodu trudności z wypięciem się ze spadochronu podczas lądowania. A jednak dzień 16 czerwca to dla Pani Tiereszkowej początek naprawdę "odlotowej" kariery.
Cieszy mnie ten obraz. Dość dobrze ilustruje on to, co i mnie się przytrafiło, tyle, że w sferze duchowej. Przed założeniem świata zostałem wybrany przez Boga i przeznaczony do życia wiecznego. Kiedyś byłem bez nadziei i bez Boga na świecie, ale któregoś dnia moje przeznaczenie zaczęło się spełniać. Akt prostej wiary w Jezusa Chrystusa całkowicie odmienił mój los!
Bez żadnych osobistych zasług i osiągnięć przez wiarę zostałem umieszczony w Chrystusie, który – jak rakieta – poniósł mnie w górę i posadził w okręgach niebieskich. Bóg, który jest bogaty w miłosierdzie, dla wielkiej miłości swojej, którą nas umiłował, i nas, którzy umarliśmy przez upadki, ożywił wraz z Chrystusem - łaską zbawieni jesteście - i wraz z nim wzbudził, i wraz z nim posadził w okręgach niebieskich w Chrystusie Jezusie, aby okazać w przyszłych wiekach nadzwyczajne bogactwo łaski swojej w dobroci wobec nas w Chrystusie Jezusie [Ef 2,4–7].
Moja przygoda życia z Bogiem nigdy się nie skończy. Walentina Tiereszkowa podczas obchodów swoich 70. urodzin w rezydencji Władimira Putina oświadczyła, że chce umrzeć na Marsie. Jednorazowy lot w kosmos tak ją rozbudził, że wciąż zdaje się myśleć o nowej przygodzie. Choć życzę jej jak najlepiej, to jednak obawiam się, że umrze na ziemi.
Do wierzących natomiast Jezus powiedział: Kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. A kto żyje i wierzy we mnie, nie umrze na wieki [Jn 11,25–26]. Ponadto Biblia zapowiada, że porwani będziemy w obłokach w powietrze, na spotkanie Pana; i tak zawsze będziemy z Panem [1Ts 4,17].
To co najlepsze wciąż przede mną. Któregoś dnia Jezus powróci i zabierze mnie na obłoki... do Siebie. To dopiero jest naprawdę kosmiczna kariera!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz