18 grudnia, 2009

Wracaj!

Mamy dziś Międzynarodowy Dzień Emigranta. To święto ma nie tylko przypominać, że 18 grudnia 1990 roku weszła w życie międzynarodowa konwencja na temat ochrony praw wszystkich emigrujących pracowników i członków ich rodzin. Ma ono również uczulić nas na ciężki los emigrantów i pobudzić do zastanowienia się, jak moglibyśmy im pomóc.

 Dramatyczne wołanie o pomoc grupy czeczeńskich emigrantów kilka dni temu wyrzucanych z pociągu na granicy w Zgorzelcu, uświadamia, że nasz naród już nie tylko jest w czołówce, jeżeli chodzi o liczbę osób wyjeżdżających z kraju w poszukiwaniu lepszego życia, ale że też sam stał się przynajmniej tymczasowym gospodarzem dla emigrantów z innych krajów. Wcześniej patrzyliśmy na ręce innych, jak się obchodzą z naszymi rodakami. Dziś inni nam patrzą na ręce.

 Czy naprawdę jesteśmy odpowiedzialni za los ludzi, którzy bez zaproszenia przybyli do Polski i którzy na dodatek wcale tu nie zamierzają pozostać, a nasz kraj traktują tylko jako przystanek w podróży docelowej? Żadne państwo nie rwie się do opieki nad takimi emigrantami. Widać to już choćby po tym, że wspomnianą na początku konwencję, jak do tej pory, podpisały zaledwie 34 państwa, chociaż upłynęło już 19 lat od chwili jej ogłoszenia.

 Jak ta sprawa wygląda w świetle Biblii? Bóg organizując życie narodu wybranego w Ziemi Obiecanej poruszył również i tę kwestię, udzielając m.in. następującej instrukcji: Przychodnia nie uciskaj, sami bowiem wiecie, jak się czuje przychodzień; wszak byliście przychodniami w ziemi egipskiej [2Mo 23,9].  Mało tego. Bóg wydał polecenie, aby Izraelici przygotowywali się i co trzy lata organizowali specjalne wsparcie dla osób będących w potrzebie. Pod koniec trzech lat oddzielisz całą dziesięcinę z twoich plonów tego roku i złożysz ją w swych bramach. Wtedy przyjdzie Lewita, ponieważ nie ma on działu i dziedzictwa z tobą, oraz obcy przybysz, sierota i wdowa, którzy są w twoich bramach, i będą jedli, i nasycą się, aby ci błogosławił Pan, Bóg twój, w każdym dziele twojej ręki, które będziesz wykonywał [5Mo 14,28-29].

To tyle, jeżeli chodzi o podejście do emigrantów, którzy znaleźli się w polu naszego widzenia i potrzebują pomocy. Skoro Pan strzeże przychodniów, sierotę i wdowę wspomaga [Ps 146,9] to i Jego dzieci obowiązkowo powinny działać w tym samym duchu. A jak spojrzeć na migrację samych chrześcijan, poszukujących lepszej pracy i łatwiejszego życia na ziemi?

 Niektórzy decydując się na wyjazd, powołują się na fakt, że nawet sam nasz Pan, Jezus Chrystus, jako mały chłopczyk pod opieką Józefa, wyemigrował do Egiptu. Jednakże ten krótki pobyt Jezusa w Egipcie miał wyłącznie charakter symboliczny. Jego celem było podkreślenie ważnej prawdy, że lud Boży nie powinien szukać ratunku w Egipcie, ani tam przebywać. Pismo objaśnia, że On dlatego się tam znalazł, aby się spełniło, co powiedział Pan przez proroka, mówiącego: Z Egiptu wezwałem syna mego [Mt 2,15].

 Jestem przekonany w Panu, że jeżeli Bóg tu w kraju dał się nam poznać, to oznacza też, że Polska jest naszym miejscem do życia i podstawowym polem misyjnym. Tutaj mamy głosić ewangelię i przyprowadzać ludzi do posłuszeństwa wiary. Oczywiście, czasem zaistnieją wyznaczone nam przez wolę Bożą okoliczności, takie jak np. zawarcie związku małżeńskiego, kontrakt zawodowy lub działalność misyjna, które uzasadniają konieczność tego, abyśmy znaleźli się w obcym kraju. Nie wrzucam wszystkich do jednego worka. Niemniej jednak chrześcijan, którzy poważnie traktują swoją wiarę w Jezusa, przestrzegam przed wyjeżdżaniem z kraju w celach zarobkowych. Tym zaś, którzy już tak zrobili i gdzieś tam tułają się po świecie, mówię: Wracaj!

 Jest tylko jeden, biblijnie uprawniony, rodzaj ducha migracji, którym powinni żyć chrześcijanie. Jest to tak silna tęsknota za ojczyzną niebiańską, że serce staje się coraz mniej przywiązane do ziemskiej. W tym sensie wszyscy prawdziwi chrześcijanie są emigrantami! Są gośćmi i pielgrzymami na ziemi. Bo ci, którzy tak mówią, okazują, że ojczyzny szukają. I gdyby mieli na myśli tę, z której wyszli, byliby mieli sposobność, aby do niej powrócić; lecz oni zdążają do lepszej, to jest do niebieskiej [Hbr 11,13–16].

W Międzynarodowym Dniu Emigranta apeluję: Pamiętajmy o naszym chrześcijańskim obowiązku doraźnego wespierania obcokrajowców, którzy znaleźli się w tarapatach. Bądźmy też czujni, aby przez pochopne decyzje niepotrzebnie samemu nie znaleźć się daleko od domu, bo jak ptak, który daleko odleciał od gniazda, tak człowiek, który się tuła z dala od ojczyzny [Prz 27,8].

4 komentarze:

  1. Powoływanie się na ucieczkę do Egiptu w tłumaczeniu wyjazdu rozłożyło mnie na łopatki. Tak czytając Biblię to wszystko można "udowodnić" :)
    Decydując się na taki wyjazd trzeba wziąć pod uwagę co jest dla nas priorytetem. Niektórzy wyjeżdżają bez rodziny, by trochę dorobić, a w rezultacie rodzina przeżywa kryzys (lub wręcz się rozpada).
    Wyjeżdżają całe rodziny, ale z dala od Kościoła zaczynają oddalać się od Boga.
    Smutne to, lecz niestety prawdziwe.

    Mi zaś dzisiejsze rozważanie przypomniało o jeszcze jednym: Wracaj!
    Myślę tu o moich znajomych, przyjaciołach, którzy zaufali kiedyś Bogu, ale dziś są "w świecie".
    Modlę się, by wrócili do Ojca, dopóki jest jeszcze czas.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z racji tego, czym się zajmuję, zadaję sobie pytania o emigrantów nie tylko dzisiaj. Ale dziękuję za przypomnienie :).

    Mianowicie - czy jesteśmy w stanie w jakiś sposób objąć jakąś formą duszpasterstwa, pomocy duchowej, ludzi z naszych społeczności, którzy są na emigracji i - co ważne - przyznają, że takiej pomocy potrzebują? Czy mamy jakiś pomysł na to, jak im pomagać tam, gdzie często bariera językowa i kulturowa uniemożliwia pełne korzystanie ze społeczności z ludźmi wierzącymi?

    Przyznam, że nie mam pełnej jasności. Może porozmawiajmy o tym również w komentarzach, o ile autor pozwoli? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jedno małżeństwo z naszego Zboru jest w "diasporze". Niestety nie mają kontaktu z żadną społecznością ludzi wierzących. Jedyny sposób mojej opieki to e-mail, czasem skype lub telefon. Wysyłam info o nas o tym co w Zborze, jakieś studium, etc.
    I wydaje się, ze nic nie mogę więcej zrobić. Chętnie się dowiem jeśli są jeszcze jakieś pomysły.

    OdpowiedzUsuń
  4. Sytuacja takich wierzących pokazuje nam wszystkim bardzo wyraźnie chyba jak bardzo potrzebujemy żywego kontaktu ze sobą, z braćmi i siostrami. Nic tego nie zastąpi.

    OdpowiedzUsuń