Ciesząc się oczywiście z zaistniałych przemian społeczno – politycznych w Polsce chcę na okoliczność świętowania ich dwudziestolecia, napomknąć o trzech sprawach, ważnych z biblijnego punktu widzenia:
1. To Bóg decyduje o tym kto i kiedy rządzi na świecie. „On zmienia czasy i pory, On utrąca królów i ustanawia królów, udziela mądrości mądrym, a rozumnym rozumu” [Dn 2,21]. Winniśmy Mu więc okazywać wdzięczność za pozytywne zmiany władzy i prosić Go o wsparcie i interwencję, gdy władza jest zła. Lepiej, żeby nikt nie musiał powtarzać lekcji znanego władcy, który wszystko stracił, „aż poznał, że Bóg Najwyższy ma władzę nad królestwem ludzkim i ustanawia nad nim, kogo chce” [Dn 5,21]. Z niepokojem patrzę, że dla Boga w tym świętowaniu daje się tak niewiele miejsca.
2. Co uczeń Jezusa ma do szukania w świeckiej polityce? Fakt, że Bóg dostępnymi Mu środkami [On może użyć wszystkiego i wszystkich] zmienia czasy i pory, nie oznacza, że oczekuje od swoich wyznawców systemowego zaangażowania w wywoływanie tych zmian. Ani sam Jezus, ani też Jego uczniowie nie wdawali się w rozwiązywanie problemów politycznych, chociaż w ich czasach było ich wiele i to bardzo nabrzmiałych. „Moje Królestwo nie jest stąd” – mówił Jezus [Jn 18,36]. Naśladowcy Pana całą swą energię i inwencję mają skoncentrować na kwestii zbawienia ludzi od grzechu. Problemy społeczne są zaledwie jego pochodną. Kto umrze dla grzechu, kto narodzi się na nowo – ten jest prawdziwie wolny i szczęśliwy! Świadczą o tym tysiące nowych zbawionych w krajach politycznego reżimu. Przemiany społeczne o niczym tu nie przesądzają. Pytam: – Czy w ciągu tych dwudziestu lat demokracji i wolności politycznej społeczeństwo polskie stało się bardziej prawe, moralne i pobożne? Nawiasem mówiąc, największa fala przyrostu w polskich zborach ewangelicznych miała miejsce w latach 80., czyli w okresie stanu wojennego i bezpośrednio po nim.
3. Będąc wdzięczni Bogu za zmiany społeczno–polityczne, powinniśmy wykorzystać je do lepszego głoszenia Ewangelii. Politycy i ekonomiści nie zasypiają gruszek w popiele. Maksymalnie dążą do osiągania swoich celów. A chrześcijanie? Gdy było ciężko to narzekali, a jak się zrobiło łatwiej, to zamiast całą energię skierować na wyznaczone przez Pana cele, coraz bardziej zaczynają się rozglądać za celami typowo świeckimi. Marzy się im jakiś rodzaj kariery w świecie. Znowu „synowie tego świata są przebieglejsi w rodzaju swoim od synów światłości” [Łk 16,8]? Nie od wszystkich! Na szczęście są i tacy, którzy wciąż nie dają się złapać na ten haczyk i mocno trwają w posłuszeństwie Słowu Bożemu.
Dziękuję więc Bogu za poprawę społeczno – politycznych warunków życia w Polsce, z których korzystamy już od dwudziestu lat. Po drugie, jestem świadomy całkowitej odrębności a nawet przeciwieństwa, jakie zachodzi pomiędzy prawdziwym chrześcijaninem a światem. Triumf demokracji nie oznacza w sposób automatyczny niczego pozytywnego dla Kościoła. Wręcz przeciwnie, szybkimi krokami zmierzamy w kierunku coraz większego ucisku i prześladowania chrześcijan. I po trzecie, traktuję te zmiany jako nowe wyzwanie i swego rodzaju sprawdzian mojej wiary w Boga. Pytanie brzmi: Jak wykorzystuję te okoliczności, by dzielić się wiarą i lepiej głosić Ewangelię?
Dwadzieścia lat minęło. Wiele się tu zmieniło. Inna grupa ludzi jeździ rządowymi samochodami. Ogromny kapitał został przetransferowany na nowe konta. Inne nazwiska zakrólowały na polskich salonach. Niektórzy odnieśli znaczący sukces. A co ja przez te lata osiągnąłem w interesach Królestwa Bożego? Miałem od Boga wiele rozmaitych możliwości. Dobry moment na chwilę zadumy. Tak widzę polski 4 czerwca w świetle Biblii.
Cenię sobie opinie pastora, ale z niektórymi nie umiem się zgodzić. Jesteśmy ogromnymi hipokrytami, gdy udajemy, że nie widzimy problemów i cierpień ludzi na świecie i zamiast pomocy, proponujemy im wyłącznie Ewangelię. Czy gdy Chrystus mówił o sądzie i końcu świata i gdy zestawiał ze sobą owce i kozły, to pomieszał pojęcia ignorując tych, którzy głosili (Panie, Panie) oraz doceniając tych, którzy podali innym szklankę wody? Dziwnym trafem kazań na ten temat w zborach ewangelicznych jak na lekarstwo... Bardzo dobrze czujemy się śpiewając "Świat nie jest domem mym...", ale też świat przestaje nas uważać za ludzi, którzy mogą cokolwiek sensownego zaproponować skoro tak się spieszymy do nieba...
OdpowiedzUsuńJak najbardziej mamy okazywać bliźniemu praktyczną pomoc i troszczyć się o ubogich, bo do tego wzywa nas Pismo Święte. Wiele o tym mówił sam Jezus, kładli na to nacisk także apostołowie. Ale nie ma w Biblii takiej nauki, że chrześcijanie powinni w sposób systemowy zajmować się kreowaniem polityki i dążyć do przejęcia kluczowych sfer życia w świecie. Nigdy nie myślałem w ten sposó, żeby "zamiast pomocy oferować ludziom wyłącznie Ewangelię". Powiedziałbym raczej tak: prawdziwie głosząc Ewangelię oferujemy ludziom wszystko, czego potrzebują, a nie tylko samą pomoc materialną.
OdpowiedzUsuńDziekuje za opinie.
OdpowiedzUsuń"prawdziwie głosząc Ewangelię oferujemy ludziom wszystko, czego potrzebują, a nie tylko samą pomoc materialną". Otóż nie - oferujemy im to, co najważniejsze - możliwość życia u boku Stwórcy teraz i w przyszłości. Ale przez samo głoszenie ich nie nakarmimy. No i nadal kłóci mi się to z początkową myślą:
"Naśladowcy Pana całą swą energię i inwencję mają skoncentrować na kwestii zbawienia ludzi od grzechu".