09 czerwca, 2009

Tańczący Kongres

9 czerwca to dzień podpisania w 1815 roku Aktu Końcowego Kongresu Wiedeńskiego. Była to międzynarodowa konferencja przedstawicieli 16 największych państw europejskich, zwołana w celu wypracowania nowego porządku terytorialnego i ustrojowego po rewolucji francuskiej i wojnach napoleońskich.

Łącznie w Wiedniu zgromadziło się kilkunastu monarchów, około 500 dyplomatów oraz około 100 tysięcy gości. Nie było ani oficjalnego rozpoczęcia, ani też zakończenia Kongresu. Ani razu nie doszło także do plenarnego spotkania wszystkich uczestników. Kongres za to często nazywano "tańczącym kongresem", gdyż w czasie obrad uczestniczy wiele czasu poświęcali na bale, przedstawienia teatralne, koncerty, rewie wojskowe i wycieczki za miasto. Akt Końcowy Kongresu rodził się więc gdzieś pomiędzy parkietem, bankietem i sypialnią.

Na Kongresie Wiedeńskim ważyły się także losy Polaków. Artykuł I Aktu końcowego przekazywał Księstwo Warszawskie pod władzę cara. „... Związane z nim będzie nieodwołalnie przez swoją konstytucję, aby było posiadane przez Najjaśniejszego cesarza Wszechrosji, jego dziedziców i następców na wieczne czasy”.

Gdy dziś patrzę na uzgodnioną na Kongresie Wiedeńskim mapę polityczną ówczesnej Europy, mogę się jedynie lekko uśmiechnąć nad nietrwałością ludzkich ustaleń. Powtarzające się w tym dokumencie sformułowanie „na wieczne czasy” po latach nie ma żadnego związku z rzeczywistością. Tańczący Kongres nie zaowocował niczym trwałym.

Słowa i decyzje zrodzone w tańcach i biesiadach nie dają żadnej gwarancji na przyszłość. Są absolutnie tymczasowe. Słowo Boże trwa na wieki! Pan powiedział: „Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą” [Mk 13,31]. Roztańczeni ludzie mówią wiele pięknych słów i składają rozliczne deklaracje. Jednak ich wspólną cechą jest zazwyczaj nietrwałość. „I świat przemija wraz z pożądliwością swoją; ale kto pełni wolę Bożą, trwa na wieki” [1Jn 2,17].

Mamy dziś znowu 'taneczne' czasy. Jak grzyby po deszczu wyrastają wciąż nowe szkoły tańca i parkiety, bo ludzie lubią się bawić! Nawet już i w niejednym kościele bez tańca trudno się obejść. Króluje dobre samopoczucie i przekonanie, że wszystko będzie z nami dobrze.

Nie chcę powiedzieć, że w ogóle nie potrzebujemy rozrywki. Zdrowie psychiczne człowieka domaga się chwili dobrej zabawy. Potrzebujemy relaksu i jakiejś odskoczni od powagi codziennych obowiązków. Lecz decyzji na całe życie, jeżeli chcemy, aby były trwałe, nie należy podejmować w tańcu i w przypływie pozytywnych emocji. Trzeba to robić z namysłem. Najlepiej z Biblią w ręku i na kolanach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz