Nie chcę takiego Boga, który własnego Syna wydał na śmierć - usłyszałem kiedyś z ust tracącej wiarę kobiety. Co to za Bóg, który odbiera ziemię innym narodom, żeby obdarować nią swój naród? - wycedziła mi w oczy chyba całkiem już niewierząca córka pastora. Wierzę w Boga miłości i tylko miłości. Innego Boga nie uznaję! - głosił jakiś czas temu w Internecie pewien samozwańczy kaznodzieja. Przykro to mówić, ale niektórzy chrześcijanie popadają w zwątpienie i niewiarę. A Duch wyraźnie mówi, że w późniejszych czasach odstąpią niektórzy od wiary i przystaną do duchów zwodniczych [1Tm 4,1]. Chyba każdy zna kogoś, kto stracił zaufanie do Boga. Ilu takich ludzi spotykamy na ulicy? A może w niedzielę tacy siedzą też z nami w kościelnej ławce?
W dzisiejszym rozważaniu John Piper zwraca uwagę na utratę wiary w miłosierdzie Boże, jako największe niebezpieczeństwo, na jakie narażona jest chrześcijańska działalność misyjna. Prawdziwi naśladowcy Chrystusa w tym świecie nie mają lekkiego życia. Gdy słyszą groźby, gdy Bóg odpowiada na ich modlitwy inaczej, niż się spodziewali, gdy przez długi czas nie widzą żadnych owoców swego trudu, wtedy do ich duszy próbuje zakraść się zwątpienie. Gdy diabłu uda się podważyć w nas przekonanie o tym, że Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Boga miłują, to jest z tymi, którzy według postanowienia jego są powołani [Rz 8,28], wówczas gaśnie w nas duch misyjny. Nie możemy już z pasją opowiadać o Bogu, któremu przestaliśmy ufać.
Misja Syna Bożego, który w osobie Jezusa Chrystusa przyszedł zbawić grzeszników, była oczywiście narażona na wiele zewnętrznych ataków. Wspominaliśmy już o nich w minionych dniach naszych rekolekcji. Przeciwnik Boży, szatan, poprzez różnych ludzi i na wiele sposobów próbował Jezusowi przeszkodzić w Jego misji ratowania grzeszników od wiecznego potępienia. Nic diabłu jednak z tego nie wyszło. Dlaczego? Ponieważ Syn Człowieczy nigdy, ani na moment, nie stracił zaufania do Ojca. Dawid bowiem mówi o Nim: Miałem Pana zawsze przed oczami mymi, gdyż jest po prawicy mojej, abym się nie zachwiał. Przeto rozweseliło się serce moje i rozradował się język mój, a nadto i ciało moje spoczywać będzie w nadziei, bo nie zostawisz duszy mojej w otchłani i nie dopuścisz, by święty Twój oglądał skażenie [Dz 2,25-27].
Czytelnicy Pisma Świętego wiedzą co czekało Jezusa Chrystusa, gdy rodził się w Betlejem. Zaczynał największą misję ratowania ludzkich dusz. Zaprowadziła Go ona aż na Golgotę, ale skończyła się Zmartwychwstaniem i Wniebowstąpieniem! Głowa do góry! Jaki On jest, tacy i my jesteśmy na tym świecie [1Jn 4,17]. Głośmy ewangelię. Gorliwie i odważnie wypełniajmy powierzone nam zadanie. Przed nami jeszcze trochę niebezpieczeństw i wysiłków misyjnych. Nigdy nie traćmy zaufania do Ojca w Niebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz