16 czerwca, 2009

Makdonaldyzacja Kościoła

16 czerwca 1992 roku miało miejsce otwarcie pierwszego baru McDonald’s w Polsce, zlokalizowanego w Warszawie przy zbiegu ulic Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej. W ciągu pierwszych kilkunastu godzin obiekt ten odwiedziło wówczas ponad 45 tysięcy osób, ustanawiając rekord świata w ilości transakcji w dniu otwarcia [ponad 13 tysięcy]. Dziś, po 17 latach mamy w naszym kraju 225 barów McDonald’s [w samej Warszawie jest ich 35]. McDonald’s Polska zatrudnia ponad 10 tysięcy pracowników.

Cała firma została założona 23 lipca 1940 roku w San Bernardino w Kalifornii przez braci Dicka i Maca McDonaldów. Nazwę McDonald's Corporation przyjęto w 1960 roku. W 2007 roku McDonald's miał 31 tysięcy barów szybkiej obsługi w 119 krajach na całym świecie.

W związku z tak wielkim powodzeniem i ekspansją firmy McDonald’s, w latach 60. ubiegłego wieku zaczęto mówić o makdonaldyzacji społeczeństwa. Polega ona na stopniowym upowszechnianiu się zasad działania znanych z barów szybkiej obsługi McDonald’s, we wszystkich dziedzinach życia społecznego na całym świecie. Podstawowymi cechami makdonaldyzacji są; kalkulacyjność, efektywność, przewidywalność oraz wynikająca z nich możliwość manipulacji.

Teoria makdonaldyzacji została sformułowana przez Ritzer'a w 1993 roku, w książce pt. "Mcdonaldyzacja społeczeństwa". Autor uważa, że zjawisko to dotyczy wszystkiego, zarówno życia codziennego, politycznego, jak i spraw wiary. Z oczywistych względów mnie najbardziej interesuje ten proces w życiu Kościoła.

Zróbmy wyliczankę: Kalkulacja, łatwy dostęp, ustalone budżety, ogłoszone cele finansowe, oferta skrojona na miarę zapotrzebowań społecznych, koszty dostosowane do możliwości odbiorców no i - oczywiście - absolutna konieczność prawa wolnego wyboru! Nie piszę o firmie z naprzeciwka. Piszę o Kościele! Przesadzam? Chciałbym, żeby tak było.

Jak najbardziej mogę się zachwycać sprawnością obsługi w barze McDonald's. Pochwalam całkowitą przewidywalność jakości i smaku jedzenia spod tego szyldu. Szczególnie mogłem to docenić w Seulu, gdy po kilku dniach ryzykownych doświadczeń w koreańskich restauracjach, zobaczyłem znane złote łuki. W Kościele chciałbym jednak być zaskakiwany nowym smakiem, nagłym zwrotem w przebiegu nabożeństwa, i to nie w sensie nowego 'menu' wyświetlonego z kościelnego projektora, a bardziej z powodu dotkniętych przez Boga uczestników spotkania. Dostrzegam wiele plusów makdonaldyzacji, lecz zastanawiam się, jaki wpływ ta globalna tendencja będzie miała na Kościół w nadchodzących latach?

Czy w dobie rosnącej popularności megazborów, gdzie ludzie, niczym w supermarkecie lub barze McDonald’s, otrzymują dokładnie to, po co przyszli, jest jeszcze zapotrzebowanie na zbór, który funkcjonuje jak rodzina? Czy członkowie zboru mogą mieć wpływ na duchowe menu niedzielnego nabożeństwa? Czy podawaną zborowi duchową strawę mogą praktycznie przyprawić swoimi modlitwami, refleksją lub świadectwem osobistych przeżyć z minionego tygodnia?

Chociaż makdonaldyzacja wiary staje się coraz bardziej widocznym faktem, Biblia niezmiennie głosi następujący charakter chrześcijańskiego zgromadzenia: "Cóż tedy, bracia? Gdy się schodzicie, jeden z was służy psalmem, inny nauką, inny objawieniem, inny językami, inny ich wykładem; wszystko to niech będzie ku zbudowaniu" [1Ko 14,26]. W świetle Biblii każdy uczestnik nabożeństwa współtworzy jego przebieg i atmosferę. Nie przychodzi po to, by wziąć udział w przygotowanym i ściśle zaplanowanym chrześcijańskim pokazie rozgrywającym się na scenie lub przy ołtarzu. Idzie do swoich, by razem z nimi „na żywo” chwalić Boga i budować się wzajemnie, stosownie do aktualnego stanu duchowego braci i sióstr, wytwarzającej się atmosfery i tego, co Duch mówi do zboru.

Uczestnicy każdego zgromadzenia w Centrum Chrześcijańskim NOWE ŻYCIE w Gdańsku są zachęcani do praktycznego współudziału w nabożeństwie poprzez proroctwo, przekazanie słowa wiedzy, pieśń, świadectwo, refleksję biblijną itp. Zastanawiam się, dlaczego tak niewielu chce skorzystać z tej możliwości? Czyżby to wynik daleko już posuniętej makdonaldyzacji? Wpaść na ostatnią chwilę, coś szybko przekąsić i czym prędzej wypaść. Ile czasu dzieli nas do chwili pojawienia się w Polsce pierwszego ChurchDrive?

1 komentarz:

  1. Ja również zastanawiam się jak można (bo pewnie można!) połączyć "rodzinny" charakter nabożeństwa (pytanie przy jak dużej społeczności taki osobisty charakter się zatraca?) z możliwościami współczesności, technologii, etc? Jak korzystać z tego, do czego mamy dostęp w XXI w., a jednocześnie nie zatracić osobistego udziału w nabożeństwowym - bo o takim tu zapewne mówimy - życiu Kościoła.

    Jestem zdania, że Kościół powinien być "zarówno/jak i...". Z jednej strony powinien zdecydowanie iść do ludzi i doświadczać życia wśród nich, aby być dla nich oparciem i świadectwem (również słowa), ale z drugiej nie może tracić impetu przyciągania do siebie (np. na nabożeństwa) - dla wielu ludzi, również w naszym kraju jest to jeden z pierwszych "punktów dostępu" do chrześcijaństwa. Jeśli nie zetkną się z działaniem Ducha Św. na takim nabożeństwie - kolejnej szansy może już szybko nie być...

    Pytanie gdzie zaczyna się delikatna granica pomiędzy dobrym przygotowaniem nabożeństwa w modlitwie, a chrześcijańską rozrywką wg scenariusza :).

    Uważam jednak, że - a jest to myśl zaczerpnięta z pewnego pastora - powinno istnieć wiele rodzajów Kościołów, bo jest wielu różnych ludzi. Pewnie nikt z nas nie ma patentu na wersję 1.0 działania Kościoła, ale próbujmy szukać na różne sposoby. Kto wie, jakie nasze kroki (mówię oczywiście o zgodnych z moralnością, etc) pociągną do Boga
    ludzi dookoła nas :).

    OdpowiedzUsuń